Nie bez znaczenia dla powstania tej książki jest przyjaźń, jaka łączyła Ryszarda Przybylskiego z Nadieżdą Mandelsztam. Do komentarza Przybylskiego przedostały się jego osobiste wspomnienia o ludziach, których poznał w czasach swoich podróży do Rosji. Dlatego książka ta ma dwoje autorów: jest tomem prozy Nadieżdy Mandelsztam, na który nakłada się żywy głos egzegety, pamięć tego, co Ryszardowi Przybylskiemu przekazała i czego nauczyła go autorka "Mozarta i Salierego". Książka została wzbogacona o niepublikowane wcześniej listy i zdjęcia.
Dorota Jovanka-Ćirlić
Są tacy, którzy chcieliby wdowy po wielkich poetach palić na stosie. Żeby nie komentowały, nie prostowały, nie dopowiadały. I są takie wdowy, które mówią własnym głosem.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Jak Nadieżda Jakowlewna Mandelsztam. "Na osiemdziesiąt jeden lat swojego życia - powiedział w dziesiątą rocznicę jej śmierci Josif Brodski (zmarła w 1980 r.) - dziewiętnaście lat przeżyła jako żona największego rosyjskiego poety tego stulecia, Osipa Mandelsztama, a czterdzieści dwa - jako wdowa po nim". Gdy przepadł w łagrze, powtarzała w pamięci jego niepublikowane wiersze. Przemyciła je za granicę. Potem napisała własną książkę. Miała sześćdziesiąt pięć lat. Jej "Wspomnienia" (czyli "Księga pierwsza") wyszły na Zachodzie w 1970 r., a w dwa lata później ich "Księga wtóra".Po polsku wciąż jeszcze nie wydano całości, ale dzięki Ryszardowi Przybylskiemu otrzymaliśmy właśnie bardzo ciekawą próbkę prozy Nadieżdy Mandelsztam - książkę "Mozart i Salieri oraz inne szkice i listy".
Tytułowy esej to błyskotliwa rozprawa na temat natury twórczości poetyckiej, tym cenniejsza, że z bezpośrednimi odniesieniami do dwojga poetów, z którymi łączyła autorkę przyjaźń i miłość - do Anny Achmatowej i Osipa Mandelsztama, do ich sposobu myślenia i pracy. Punktem wyjścia rozważań Nadieżdy Jakowlewnej jest "mała tragedia" Puszkina zatytułowana właśnie - "Mozart i Salieri", w której natchniony geniusz przeciwstawiony został rzemieślnikowi. Ona sama, będąc niejednokrotnie świadkiem narodzin wiersza, w każdym poecie dostrzega i Mozarta, i Salierego, a za podstawowy warunek powstania utworu literackiego uważa wewnętrzny stan ducha i osobowość twórcy "obdarowanego zdolnością poznania, która wyniosła go ponad wszystkie inne byty". Ale to wyniesienie nie ma nic wspólnego z poczuciem kapłaństwa. Pisze o tym z właściwym sobie poczuciem humoru: "Poeci, których znałam, naprawdę nie czuli się wybrańcami i bardzo poważali ludzi mających >prawdziwy< zawód. (...) Achmatowa marzyła o tym, aby zostać literaturoznawcą, damą albo przynajmniej zwykłą żoną, która podaje gościom herbatę na czystym obrusie. (...) Mnie najbardziej odpowiadałby mąż szewc. Mąż pracuje, a żona jest stale obuta".
Istotnym elementem procesu twórczego jest uniesienie, "poryw ducha". Poeta wsłuchuje się w siebie, rozpoczyna pracę "we własnych głębinach" i wtedy powstaje, jak nazywał to Mandelsztam, "dźwięczący zlepek formy". Jeśli impuls twórczy nie jest dość silny, jeśli poeta nie dojrzał do wiersza, powinien "nauczyć się nie tylko mówić, lecz również milczeć". Przyglądając się poecie z wnikliwą uwagą, Nadieżda Mandelsztam otwiera przed nami szerszą perspektywę. "Wydaje mi się, że między artystą, który buduje swój utwór, a człowiekiem, który buduje swoje życie, zachodzi podobieństwo. (...) W każdym człowieku żyje i ślepiec, i przewodnik. To dobrze, kiedy przewodnik daje sobie radę z fantazjami ślepca. Szarpany przez uniesienia Mozart - to ślepiec. Wyabstrahowany pierwiastek intelektualny, Salieri to przewodnik. (...) Podczas powstawania sztuki intelekt nie próżnuje. Przeciwnie. Jest nieprawdopodobnie wyostrzony. Inaczej Mozart, prowadzony przez uniesienia i zatopiony w słuchaniu tajemnic, zgubiłby drogę".